Jestem niedawno zatrudnionym adiunktem na małej uczelni. Kierownikowi wydziału udało się radykalnie zwiększyć liczbę przyjmowanych studentów, tak że nasz wydział jest postrzegany prawie jako utrzymanie wydziału i uniwersytetu na powierzchni (a szef wydziału jest BARDZO wysoko ceniony na kampusie). Kierownik wydziału jest blisko administratora biura (traktuje ją jak córkę, a ona zachowuje się jak quasi-asystentka kierownika działu - na przykład zatwierdza nowe klasy i ustala harmonogram).
Kiedy przybyłem na miejsce, głupio się zgodziłem do schematu zaproponowanego przez administratora biura, w którym instruktor opracowałby kurs, który prowadziłbym w następnym semestrze. Po jakimś czasie nic nie słyszałem, sprawdzałem postępy w kursie i okazało się, że prowadzący nie miał zamiaru dawać mi nic związanego z kursem do pierwszego dnia zajęć (kiedy miałem tego dnia uczyć). Było tam iz powrotem i ostatecznie instruktor obiecał mi, że dostanę kurs do końca listopada. Koniec listopada przyszedł i minął, a kiedy o to zapytałem, zapewniono mnie, że dostanę to w piątek. Piątek nadszedł i minął, aw poniedziałek zapewniono mnie, że dostanę go następnego dnia, czego nie zrobiłem. Kiedy zobaczyłem, co mi udostępniła we wtorek, okazało się, że ledwo zaczęła pracować nad kursem.
Poszedłem porozmawiać z administratorem biura (który wszystko przygotował i działał jako pośrednik) i powiedziałem jej, że kurs nie jest bliski ukończenia i na tym etapie nie będę w stanie go uczyć. Kazała mi porozmawiać z kierownikiem wydziału. Wcześniej chciałem go zaangażować, a ona wielokrotnie powtarzała mi, żebym tego nie robiła. Kiedy wychodziłem, zaczęła mnie kontrolować (mówiąc mi, że instruktor był bardzo zajęty innymi projektami), kiedy próbowałem jej odpowiedzieć, przerwała mi i powiedziała, żebym porozmawiała o tym z kierownikiem wydziału. Ponownie, kiedy odwróciłem się, żeby wyjść, zaczęła mnie nękać (pytając, dlaczego tak się spodziewałem wcześnie) i powiedziałem, że nie traktowałem instruktora uczciwie.
Powiedziałem jej, że czułem, że ona i instruktor nie potraktowali mnie źle i wrzucili mnie pod autobus jako nowo przybyłego członka działu. Poszła NUTS. Zaczęła krzyczeć, mówiąc, że nie podoba jej się oskarżenie o wrzucenie kogoś do autobusu i to, że wrzuciłem ją pod autobus. Powiedziała, że nie zgodzi się na taką rozmowę i będzie narzekać na szefa wydziału i jej przełożonego (o czym dowiedziałem się później, że to zrobiła) i zatrzasnęła na mnie drzwi (zacząłem odchodzić, kiedy zaczęła krzyczeć ).
Kierownik wydziału przyszedł do mojego biura i powiedział, że nie będę musiał uczyć tego kursu i że zostanie mi przydzielona kolejna sekcja zajęć, na których już się uczyłem (co mi odpowiadało i jedno z rozwiązań, które wcześniej próbowałem zasugerować). Wydawał się nie chcieć słyszeć nic więcej i po prostu chciał, żeby wszystko skończyło się tak szybko, jak to możliwe. Spisałem swoje zrozumienie tego, co się stało, które dałem mu wydrukowany (nie chciał tego brać) i przesłałem mu e-mailem. W e-mailu poprosiłem o obecność innego członka wydziału na jakimkolwiek spotkaniu w tej sprawie.
Myślę, że istnienie przesłanej e-mailem kopii incydentu zwróciło uwagę dyrektora wydziału, ponieważ wtedy (później w ciągu dnia) chciał zorganizować kolejne spotkanie (ale bardzo jasno dał do zrozumienia, że żaden inny wykładowca nie może uczestniczyć) . Na spotkaniu znowu wydawał się bardzo chętny do zamiatania rzeczy pod dywan. Powiedziałem, że chcę mieć pewność, że to się więcej nie powtórzy, a on powiedział, że nie ma nad tym kontroli. Powiedziałem również, że czuję, że to nie powinno się wydarzyć i chciałbym, aby w razie ponownego wystąpienia tego potraktowano poważnie, na co się zgodził. Powiedziałem mu, że administrator biura zagroził, że złoży skargi przeciwko mnie (o co powiedział, że nie muszę się martwić). Zapytałem go, czy powinienem nagrywać, co się stało z HR, a on powiedział, żebym tego nie robił. Powiedział mi, że gdybym nie mógł rozwiązać z nim spraw, to dziekan był kolejną osobą, z którą mógł porozmawiać i że pod żadnym pozorem nie angażowałby innych wykładowców w spotkania tego rodzaju. jeden ze starszych członków wydziału i powiedział mi, że kierownik wydziału celowo skupił swoją władzę na sobie i deleguje zadania administratorowi (tak, aby inny członek wydziału nie miał nad nimi kontroli). Powiedział też, że zdecydowanie nie ukarał administratora (i prawdopodobnie nawet jej nic nie powiedział).
Myślałem o tej sytuacji i jak nieprzyjemne będą rzeczy na wydziale w przyszłości . Od początku nowego semestru dostaję paskudne spojrzenia od administratora biura, ilekroć byłem zmuszony do kontaktu z nią (unikałem tego w miarę możliwości). Zasadniczo jestem w punkcie, w którym bycie w tym dziale przez następne 5 lat poprzedzające zatrudnienie jest dość przygnębiające (nie wspominając o pomyśle spędzenia tam reszty mojej kariery) i planuję umówić się na kolejne spotkanie z szef działu.
Zasadniczo chcę wyrazić, że uważam, że nadal jest problem i jestem gotów zrezygnować, jeśli to jedyne rozwiązanie. Oczywiście sprawię, że moja rezygnacja będzie skuteczna pod koniec roku szkolnego (nie zostawię ich na lodzie). Powiem mu, że chciałem dać mu kolejną szansę na rozwiązanie problemu (a także czuję, że powinienem porozmawiać z dziekanem i HR, zanim złożę rezygnację, aby nie byli zaślepieni - chcę powiadomić szefa działu Porozmawiam z nimi, żeby się nie zdziwił).
Byłbym skłonny zostać, gdyby zostało wyraźnie powiedziane administratorowi biura, że jej działania są nieodpowiednie. W tym momencie myślę, że wymagałoby to czegoś w rodzaju oficjalnej nagany, która zostanie umieszczona w jej aktach pracy.
Moje oceny dydaktyczne (z jednego semestru, w którym tu byłem) są bardzo wysokie, a mój profil badawczy jest prawdopodobnie najlepszy na wydziale. Mam wiele innych możliwości zatrudnienia (prawdopodobnie poza środowiskiem akademickim). Nie potrzebuję referencji ani niczego, więc chociaż zdaję sobie sprawę, że „palę most”, nie sprawi mi to żadnych problemów.
Czy ktoś ma jakąś radę, jak mam iść naprzód? Z pewnością zrozumiałbym każdego, kto myślał, że „robię górę z kretowiska”, ale po upływie ponad miesiąca od tego wciąż mi to przeszkadza.
Przepraszam za długość, myślałem, że tak ważne, aby zawrzeć wszystkie istotne szczegóły.
EDYCJA: Moderator zapytał mnie poniżej, czego chcę od osób, które odpowiadają. Liczę na rady taktyczne (najlepszy sposób na uzyskanie oficjalnej nagany, a jeśli to niemożliwe, porady, jak je ominąć). Byłbym również wdzięczny za opinie na temat tego, czy usprawiedliwione jest mnie zdenerwowanie sytuacją.